Pierwsza połowa była bardzo wyrównana. Dopiero przy stanie 12:10 gospodarze jako pierwsi potrafili wyjść na przewagę większą niż jedno trafienie. Górnik bardzo szybko odrobił jednak straty i po 30 minutach był remis. Jeżeli czegoś można było żałować, to na pewno dwóch niewykorzystanych rzutów karnych, które bronili bramkarze z Kalisza. Przerwa podziałała na nasz zespół bardzo dobrze, czego efektem był świetny początek drugich 30 minut. Górnik zdobył trzy efektowne gole nie tracąc żadnego. Szybka i zdecydowana gra w ataku, pewna obrona… Zrobiło się 17:14 i można było mieć nadzieję, że mecz będzie się toczył pod nasze dyktando. Nic z tego. Z kolejnych pięciu trafień aż cztery były w wykonaniu gospodarzy i mieliśmy ponownie remis 20:20. Rzuty karne zaczął rzucać Dima Artemenko i trafił trzy na trzy. Jeszcze dwa razy prowadziliśmy dwoma bramkami. Nie dawało to komfortu, ale nadzieję, że w końcu uda się sięgnąć po wygraną. Jednak w ostatnich 15 minutach to Kalisz z większą swobodą zdobywał gole głównie rzutami z dystansu. Nam przychodziło to z coraz większym trudem. Akcje były rwane, mieliśmy problem z obroną Kalisza. Od stanu 27:26 dla gospodarzy drużyny rzucały bramkę za bramkę. Kalisz dwa razy prowadząc jednym trafieniem nie potrafił skutecznie zakończyć akcji w ataku. Cóż jednak z tego, skoro nie potrafiliśmy tego w żaden sposób wykorzystać. W naszym zespole bohaterem ostatnich kilku minut mógł być Bogdan Cherkashchenko. Niestety, raz nie zdobył gola w sytuacji sam na sam z bramkarzem, a w ostatnich sekundach popełnił błąd kroków, kiedy stawką był rzut na wagę konkursu rzutów karnych. Gospodarze prowadzili wtedy 30:29, do końca było kilka sekund. Tego meczu nie dało się już choćby zremisować. Po sześciu kolejkach mamy na koncie wygraną i pięć porażek. Na szczęście kolejny mecz już w niedzielę z beniaminkiem z Wrocławia.