Niespodzianki nie było, bo też być nie mogło. Nawet grając w optymalnym składzie Górnik miałby problem z nawiązaniem walki w Kielcach. Tymczasem z powodu kontuzji nie zagrali Dan Emil Racotea i Adam Wąsowski, a mający problem z barkiem Taras Minotskyi pomagał tylko w obronie. Przeciwko kielczanom środek obrony z konieczności tworzyli Dima Ilczenko i Jakub Pinda. A jednak zaczęło się dobrze. W 6 minucie Górnik jedyny raz w poniedziałkowym meczu objął nawet prowadzenie. Po rzucie Lukasa Morkovskiego było 2:1. W takim wyniku ogromna była zasługa Piotra Wyszomirskiego, który tylko w pierwszych dziesięciu minutach obronił rzut karny i trzy inne, wyborne okazje gospodarzy. Z czasem rosła jednak przewaga Industrii. Mieliśmy ogromny problem w ataku ze sforsowaniem obrony wicemistrzów Polski, a tracone piłki i obronione rzuty rywal zamieniał na „łatwe” bramki po szybkich kontrach. Również atak pozycyjny nie sprawiał kielczanom wielkich problemów, stąd rosnąca z każdą minutą przewaga. Od stanu 10:7 Kielce rzuciły osiem bramek, a Górnik odpowiedział tylko jedną. W ostatniej akcji kolejny raz błysnął Wyszomirski, broniąc sam na sam z Karalekiem. Niestety rzut Ivanovića przez całe boisko wpadł do siatki ułamek sekundy po syrenie na przerwe. Do przerwy udało się rzucić tylko osiem bramek.
Niewiele zmieniło się zaraz po przerwie, czego efektem czas wzięty przez Arkadiusza Miszki już 4 min po wznowieniu gry. Kielce zdobywały kolejne bardzo łatwe bramki. Po kontrach i przy bardzo biernej grze całej drużyny w defensywie. Na szczęście nieco lepiej było w ofensywie. Po dziesięciu minutach wynik drugiej połowy to 10:7 dla Industrii. W ostatnim kwadransie swoje szanse dostali Szymon Pluczyk i Daniel Wisiński. Obaj zdobywali bramki po efektownych rzutach, co jest jednym z niewielu pozytywów wizyty w Kielcach. Sporo ciekawych zagrywek w ataku pokazał też Pinda.
Kielczanie rzucili jedenaście goli po kontrach, Górnik jedną. To pokazuje, jak długimi fragmentami przebiegał mecz. Jedyna wygrana statystyka to więcej obronionych rzutów karnych – dwa. Wyszomirski i Ligarzewski bronili rzuty Szymona Sićki. W drugiej połowie padły aż 39 bramki, z czego siedemnaście dla Górnika. Już w czwartek o 18.00 ostatni mecz tego roku w Zabrzu z Legionowem. Oby z korzystnym finałem.
INDUSTRIA KIELCE - GÓRNIK ZABRZE 40:25 (18:8)
Industria Kielce: Wałach, Cordolia, Ferlin - Olejniczak 2, Kounkoud 3, Sićko 2, Dujshebaev A. 3, Maqueda 1, Karacic 2, Moryto 5, Dujshebaev D. 1, Surgiel 4, Gębala 1, Karalek 5, Monar 6, Nahi 5
Kary: 4 min (Olejniczak, Dujshebaev D.)
Karne: 4/6
Górnik Zabrze: Wyszomirski, Ligarzewski - Szyszko, Pinda 1, Wisiński 2, Morkovsky 4, Krępa 2, Artemenko 4, Cherkashchenko, Krawczyk 2, Ivanović 3, Bogacz, Pluczyk 3, Minotskyi, Komarzewski 1, Ilchenko 3
Kary: 6min (Krępa, Pluczyk x2)
Karne: 3/3