Piątkowy sparing pomiędzy Górnikiem Zabrze a Gwardią Opole był testem dla obu drużyn, które musiały przetrentować "w ogniu" zagrywki w trakcie dłużącej się przerwy kadrowej. Trener Tomasz Strząbała miał jednak kadrowo ograniczone pole manewru, bo większość zespołu trenowała na zgrupowaniach kadr Polski, Czech i Ukrainy. Wrócił jedynie Japończyk Rennosuke Tokuda, który wywalczył chwilę wcześniej awans na Igrzyska Olimpijskie.
Z pierwszego składu do gry dysponowany był Patryk Mauer, Paweł Dudkowski, Dmytro Artemenko, Paweł Krawczyk, Kuba Bogacz, Kuba Pinda, Sasza Bachko, wspomniany Tokuda i bramkarze: Casper Liljestrand i Bartosz Szczepanik. Towarzyszyli im wciąż leczący kontuzje Adam Wąsowski i Piotr Wyszomirski, ale mogli jedynie podpowiadać kolegom zza linii bocznej boiska. Skład Górnika uzupełniono więc zawodnikami SPRu Górnik Zabrze.
Mecz rozpoczął się od wyrównanej walki. Co ciekawe, obie strony próbowały swych sił w grze z kołem, mocno angażując Dmytro Ilchenkę po jednej stronie i Janusza Wandzela po drugiej. Z niezłej stronie pokazywał się Kuba Bogacz, który z łatwością wyłuskiwał piłkę rywalom i biegał do kontr, ale niestety brakowało mu pewności w rzucie, co skutkowało słabą skutecznością. Skutecznością popisał się za to obrotowy Bartosz Gogola, który już 15 sekund po wejściu na parkiet zaliczył debiutancką bramkę. Całkiem nieźle prezentował się też w obronie, choć system gry jego starszych kolegów był zapewne dla niego nowością. Ostatecznie pierwsza, dwudziestominutowa część gry, zakończyła się remisem 11:11.
Drugą tercję lepiej rozpoczęli Gwardziści, którzy prędko zaliczyli dwa trafienia z rzędu i wyszli na prowadzenie. Ale gospodarze zdołali wyrównać. Dobrymi interwencjami popisał się Casper Liljestrand, dzięki czemu zabrzanie, mimo gry w osłabieniu, wyszli nawet na prowadzenie 16:13. Chwilę później jednak nie byli w stanie wywalczyć bramki, choć to Gwardia przez kilkanaście sekund grała w podwójnym osłabieniu. Po kilkuminutowym wyrównanym fragmencie zabrzanie zdołali uciec nawet na pięć bramek, ale później znów zaliczyli słabszy okres i opolanie choć nie przegonili Górników, to jednak dopadli ich na jedno trafienie tuż przed końcem drugiej tercji. (20:19).
Ostatnia tercja znów rozpoczęłą się od ofensywy zabrzan, którzy wyszli na prowadzenie 23:19. Bardzo aktywny był Sasza Bachko, który nie tylko zaliczył kilka ważnych podań, ale także stanowił realne zagrożenie rzutowe. Na dobre rozstrzelał się też Ilchenko, rzucając to przodem, to zza pleców, to nawet wykańczając kontrę. Zabrzanie mimo zmęczenia nabrali jednak sporo pewności i starali się kontrolować wynik. Na trzy minuty przed końcem mieli czterobramkową zaliczkę. I udało się ją dotrzymać do końca. Wygrali ostatecznie 31:27.