Dla zabrzan mecz zaczął się jednak nieźle, bo po pięciu minutach prowadzili 3:2. Kolejne minuty jednak oscylowały wokół remisu, choć tonu grze zdawało się, że nadawali głównie gospodarze. Górnik regularnie tracił piłkę - głównie przez indywidualne błędy. Jeszcze na trzy minuty przed końcem zdawało się, że zabrzanie zdołają zremisować połowę, ale na dwie bramki Rennosuke Tokudy Piotrków odpowiedział czterema szybkimi trafieniami, które doprowadziły do wyniku 17:15 do przerwy.
Po gwizdku na drugie trzydzieści minut świetnie spisywała się druga linia zabrzan. Prędko wywalczyli remis 18:18. Drugi bieg jednak włączył Artur Kot, bramkarz Piotrkowianina, który w całym meczu bronił na imponującej, bo aż 44% skuteczności! Zabrzanie jednak nie potrafili przełamać się nawet grając w przewadze. Co gorsza, znów mieli pecha przy rzutach z linii siódmego metra. Już po 10 minutach o czas poprosił trener Strząbała, a zaraz po nim do bramki trafił Przytuła. Teraz to gospodarze tracili piłkę, ale w rezerwie wciąż mieli świetnego Kota. W końcu Piotrków przełamał impas strzelecki wyszedł nawet na sześciobramkowe prowadzenie. Zabrzanie zdołali zmniejszyć straty do trzech trafień po akcjach wykończonych przez Przytułę, Szyszkę i Minotskyiego. W końcówce jednak zabrakło zimnej krwi. Gospodarze rzucali raz za razem, a szybkie (czasem aż za szybkie) próby ataku Górników przynosiły wręcz odwrotny skutek. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 33:28.