Wyjątkowo dynamicznie rozpoczęła się pierwsza połowa, w której już po trzech minutach padło łącznie 5 bramek, a Górnik prowadził 3:2. Wtedy jednak zabrzanie złapali dwuminutową karę, co napędziło gospodarzy. Po kolejnych czterech minutach kielczanie odskoczyli na 8:5, a co gorsza goście mieli problemy z pokonaniem Andreasa Wolffa w bramce. Rozstrzelał się też ex-Górnik, Szymon Sićko, który już po 10 minutach meczu na koncie miał pięć trafień, połowę dorobku swojej drużyny. Górnicy zdołali zmniejszyć straty z sześciu do czterech bramek (14:10), ale znów doskonale zaczęła spisywać się kielecka defensywa, która nie dawała Trójkolorowym okazji do łatwych rzutów. A przynosiła za to okazje do kontr, które gospodarze bezwzględnie wykorzystywali. Ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się mocnym prowadzeniem Industrii, 20:13.
Na początku drugiej połowy kielczanie byli wyjątkowo zmotywowani, by powiększyć przewagę i już po czterech minutach tablica wskazywałą wynik 23:13. I to pomimo interwencji Kacpra Ligarzewskiego! Trener Tomasz Strząbała narzekał głównie na skuteczność: - Jeśli nie będziecie rzucać sytuacji sam na sam to przegramy dzisiaj dwudziestoma - groził w trakcie krótkiej przerwy zawodnikom. Zabrzanie jednak dalej tracili okazje i po 10 minutach drugiej połowy przegrywali już trzynastoma bramkami. Zabrzanie dwudziestą bramkę zdobyli dopiero w 50. minucie, po fantastycznym podaniu Morkovskiego do Dimy Artemenki. Widać jednak było, że Trójkolorowi stracili rezon. W obronie brakowało im agresji, w ataku skuteczności i błysku, który zaskoczyłby Miłosza Wałacha w bramce gospodarzy. Kielczanie za to doskonale się napędzili i trafiali raz za razem, czy to z rozegrania, czy dzięki fantastycznej dyspozycji Karaleka. Górnicy w ostatnich 10 minutach trafili zaledwie trzy razy... Ostatecznie mecz zakończył się porażającym zwycięstwem Industrii 41:23.
MVP spotkania został Szymon Sićko.