Ligowy plan na pierwszą część sezonu został wykonany niemal w stu procentach. Po porażce w Płocku, można powiedzieć, że „planowanej”, zabrzanie wygrali 5 kolejnych spotkań, w każdym bardzo pewnie sięgając po 3 punkty. O ile w wypadku czterech pierwszych wygranych dominowali głównie w drugich połowach, kiedy „odjeżdżali” rywalom na bezpieczny, 5-, 6-bramkowy dystans, o tyle w Kwidzynie dali pokaz mocy od pierwszej do ostatniej minuty, wygrywając 11 bramkami z zespołem, który w zeszłym sezonie ich wyprzedził.
Daleka droga
– Patrząc na całość, był to nasz najlepszy mecz w sezonie. Bardzo dobrze i agresywnie zagraliśmy w obronie, atak też zrobił swoje. Siłą tej drużyny jest zespołowość, bramki rozkładają się na kilku zawodników – zauważa bramkarz Piotr Wyszomirski, który po ponad dekadzie wrócił do polskiej ligi i potwierdza, że należy do najlepszych na tej pozycji (z Piotrkowianinem zanotował 44-procentową skuteczność) przestrzega jednak przed przesadnym optymizmem. – Już przed inauguracją sezonu powiedzieliśmy sobie, że gramy o medal i to jest nasz cel. Pięć wygranych to za mało, by przymierzać medale. Przed nami mecz z Opolem, potem bardzo trudny wyjazd do Gdańska, spotkanie z Puławami i bardzo ciekawa konfrontacja z beniaminkiem z Ostrowa Wielkopolskiego. Mam jednak przekonanie, że jeżeli będziemy grać blisko naszego maksimum, to stać nas na zwycięstwa. Bardzo ważne będzie zdrowie. Wiemy z doświadczenia, że czasem 1-2 urazy mogą zmienić oblicze drużyny.
Sześciu reprezentantów
Zadowolony może być trener Patrik Liljestrand, który po pierwszym meczu zastąpił Marcina Lijewskiego, a to oznacza, że ma same zwycięstwa. Oczywiście nie jest powiedziane, że „Lijek” nie miałby takiego samego bilansu, ale to nie zmienia oceny pracy Szweda. – Trener zawsze chce, by w pełni wykorzystywać potencjał każdego zawodnika i z tych o sporych umiejętnościach planuje zrobić jeszcze lepszą drużynę. W tę stronę idziemy, co nie znaczy, że nie mamy rezerw. One wciąż są i to spore – podkreśla doświadczony szkoleniowiec, który obecnie musi sobie radzić bez ośmiu zawodników.
Paweł Dudkowski i Lubomir Ivanytsia przechodzą rehabilitację, Casper Liljestrand pojechał na zgrupowanie szwedzkiej kadry, Ukraińcy Dmytro Ilczenko i Dmytro Artmenko na mecze eliminacji mistrzostw Europy z Wyspami Owczymi i Rumunią, młodzieżowcy Dawid Molski i Paweł Krawczyk mają zagrać przeciwko Słowenii, a Damian Przytuła, od tego sezonu kapitan zabrzańskiej drużyny, został dowołany (w miejsce Tomasza Gębali z Łomży Industrii Kielce) do pierwszej reprezentacji na spotkania z Włochami i Łotwą.
– Każdy trener chce mieć na zajęciach jak najwięcej zawodników, ale powołanie do kadry to prestiż i dowód, że robią postępy. Dobrze się złożyło, że Gwardię podejmiemy w czwartek, 20 października. Wszyscy zdążą wrócić i wezmą udział w dwóch wspólnych treningach – kończy Liljestrand.
Wszystko w swoich rękach
Przed sezonem wiele wskazywało, że o brązowy medal „górnicy” powalczą z Puławami. Nic więc dziwnego, że fani piłki ręcznej z dużą uwagą śledzą korespondencyjny pojedynek tych drużyn. Na razie zwycięsko wychodzą z niego zabrzanie, którzy wygrywają pewnie i wysoko, tymczasem Azoty musiały uznać wyższość Gwardii i Wybrzeża, a w ostatniej kolejce pokonały Ostrovię zaledwie jedną bramką. Górnikowi takie wpadki zdarzyły się w poprzednich rozgrywkach. Nie był w stanie odrobić strat, kończąc na 5. miejscu.
– Nie ma meczu, który wygra się sam. Trzeba być skoncentrowanym i szanować każdego rywala, bo przykład Puław pokazuje, że w naszej lidze – od miejsca 3. – każdy może wygrać z każdym. Dziś tylko od nas zależy, jak długo będziemy na podium. Oby do końca… – uśmiecha się Aleksander Baczko, który w maju z Puławami zdobywał brązowy medal, a dziś jest głównym rozgrywającym Górnika.