Rozmowa z dyrektorem klubu:
- Przyzna pan, że emocji było w niedzielę wyjątkowo dużo.
- To prawda. Najważniejsze, że były to emocje wyłącznie pozytywne. Nie pamiętam, by wygrana sprawiła nam wszystkim tyle radości. Jakby spadł kamień z serca, ale mamy świadomość, że był to pierwszy krok. Kolejny trzeba zrobić w Puławach, potem w meczu z Lubinem. I następne, bo jest co odrabiać.
- Co zostanie w pamięci po tym spotkaniu?
- Radość drużyny po meczu. Wiadomo, że jak się wygrywa, to jest kółeczko, taniec radości… Ale mam wrażenie, że takiej spontaniczności i radości nie było nawet w maju, kiedy po wygraniu z Chrobrym świętowaliśmy medal. To pokazuje, jak drużyna i my wszyscy potrzebowaliśmy tej wygranej.
- Trudno nie wspomnieć o atmosferze meczu.
- Była fantastyczna. To generalnie była świetna reklama piłki ręcznej. Myślę o poziomie sportowym, dramaturgii spotkania, atmosferze trybun. Niemal pełna hala, fani obu drużyn, nieustający doping. Każdy miał swój wkład w stworzeniu tego widowiska. Ktoś powie, że to tylko kolejny mecz. Nie. W trudnych momentach trzeba pokazać jedność i wsparcie. To wydarzyło się w niedzielę. Drużyna wcześniej nie rozpieszczała – łagodnie mówiąc – kibiców. Tymczasem oni wypełnili halę i wspierali zespół 60 minut. Za to chciałbym jeszcze raz podziękować. Mecz był w telewizji, o tej samej porze grali w Kielcach piłkarze Górnika, a jednak fani przyszli. Super, że pojawili się podopieczni trenera Arka Miszki z grup młodzieżowych i kibicowali „swojemu” trenerowi. Przed nami w tym roku jeszcze dwa „domowe” mecze. Oby było podobnie.
- Sportowo największa wartość meczu z Opolem?
- Tę ocenę zostawiam trenerowi Miszce i zawodnikom. Choć oczywiście swoje obserwacje mam. Graliśmy bez Lukasa Morkovskiego, każdy widział, że Taras Minotskyi grał tylko w obronie. Nie muszę mówić, jaka jest ich wartość w ofensywie. Rozmawialiśmy o tym z zawodnikami. Usłyszeli, że każdy jest tak samo potrzebny, każdy musi wziąć na siebie odpowiedzialność za wynik, każdy musi dołożyć swoją cegiełkę, bo tylko jako drużyna możemy osiągnąć sukces. To zobaczyliśmy. Brawa dla drużyny, brawa dla trenera.
- Jakiś nerwowy moment?
- Rzut karny Dimy, po którym Opole reklamowało, że piłka nie przekroczyła linii. Z trybun też nie mieliśmy takiej pewności, ale obraz telewizyjny pokazał, że piłka o 30-40 cm przekroczyła linię. Pytałeś, co zapamiętamy z tego meczu. Trudno nie wspomnieć o dwóch akcjach – nieprawdopodobnej obronie „Ligacza” rzutu sam na sam z 3-4 metrów i wyjątkowej bramce Dana Racotea. To kandydaci do obrony i bramki sezonu.
- Odchodząc na chwilę od zespołu, w hali zrobiło się bardziej… kolorowa.
- Drugi raz były z nami Mażoretki Carnall Zabrze. Myślę, że wszystkim się podobało. Dziewczęta wkładają w to serce, wdzięk i umiejętności. Jestem przekonany, że kibicom się podobało, a widowisko dzięki nim jest jeszcze bardziej interesujące. Jeżeli ktoś zdecydował się w niedzielę spędzić czas z nami, to przeżył dwie fantastyczne godziny. O to przecież chodzi.
- Co jeszcze nas czeka w tym roku?
- W niedzielę zaczynamy rundę rewanżową i chcemy wciąż w Puławach rewanż za przegraną na inaugurację w Zabrzu. Drużyna jedzie w sobotę, w Puławach też będą nasi kibice, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni. U nas zagramy jeszcze dwa razy. Z Lubinem w środę 11 grudnia, a z Legionowem w czwartek 19 grudnia. Oba mecze odbędą się o 18.00. Przy okazji tych meczów planujemy kilka atrakcji dla klubów młodzieżowych. Spędźmy ten czas w hali. Bądźcie z nami. Warto!