- Na pewno to były dobre cztery lata mojej kariery sportowej i będę je dobrze wspominał - wzdycha oburęczny rozgrywający. - Zdobyliśmy dwa brązowe medale. Mogło być ich co prawda więcej, przynajmniej o jeden. Ale to jest sport - czasem brakuje szczęścia, czasem sił, a czasem wykluczają kontuzje.
Krzysiek dał się poznać w Zabrzu nie tylko jako rozgrywający - w Zabrzu głównie prawy - ale także jako defensor, specjalista od gry na wysuniętej obronie, izolujący rozgrywających rywali. - Pierwsze trzy lata gry będę wspominał na pewno bardzo dobrze, chyba udało mi się dołożyć ważną cegiełkę do naszej gry. W ostatnim sezonie jednak plany pokrzyżowały trochę moje urazy, ale w końcówce chyba udało się przypomnieć kibicom - uśmiecha się Łyżwa.
Rozgrywający jest jednym z najbardziej utytułowanych polskich zawodników. Medale zdobywał nie tylko w barwach Górnika, ale także Azotów. Wygrał także czeskie rozgrywki w barwach Banika Karwina. Który jednak z ostatnich medali w barwach Górnika smakował bardziej? - Zdecydowanie ten drugi, na który zapracowaliśmy przez cały sezon i zagwarantowaliśmy go sobie długo przed końcem sezonu - uśmiecha się zawodnik. - Ten pierwszy, covidowy, przyznany był nam na długo przed planowanym końcem sezonu. Co prawda mieliśmy świetny skład, graliśmy bardzo dobrze i zasłużenie znajdowaliśmy się na trzecim miejscu. Ale też sezon miał jeszcze trochę potrwać i wszystko mogło się zmienić.
Teraz zawodnik trafi do KPRu ARGED Ostrovii, czyli klubu, z którego się wywodzi. - To dla mnie powrót do domu, będę mógł spokojnie zamieszkać z rodziną. Bo jednak ostatnie 14 lat to życie na walizkach, częste przeprowadzki. A przy okazji mam okazję zostać w Superlidze, w poukładanym klubie, który ciągle się rozwija i ma pomysł na siebie. Trudno było znaleźć chyba lepszy moment na powrót do domu - podsumowuje Krzysztof Łyżwa.