Jak podsumujesz pierwszą część sezonu?
Zrealizowaliśmy najważniejszy plan, czyli wyjście z grupy Ligi Europejskiej. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, bo w grupie mieliśmy mocne i przede wszystkim doświadczone w Europie zespoły. A dla nas był to debiut na tym poziomie rozgrywek. Wiedzieliśmy też, że będzie to dla nas ciężki okres, bardzo intensywny, bo czeka nas granie co trzy dni - co dla nas jest nowością. Ale cel został zrealizowany i jesteśmy zadowoleni. Kolejna faza przed nami w lutym, czekają na nas tuzy rozgrywek, będziemy się więc dalej uczyć grania na tak wysokim poziomie.
Ten sezon to też twój debiut w roli asystenta trenera w ORLEN Superlidze. Jak oceniasz swój debiut w tej roli?
Cieszę się, że mogę pracować przy takim trenerze, jakim jest Tomek. To bardzo doświadczony szkoleniowiec, mający ogromną wiedzę, znając się na taktyce i obyty z walką o wysokie cele. Dlatego kiedy otrzymałem od niego taką ofertę, nie zastanawiałem się nawet przez chwilę. Jestem tutaj, żeby się uczyć. Cały czas podpatruję jak prowadzi się zespół na takim poziomie, w jaki sposób powinno się reagować na to, co dzieje się na boisku, ale także w szatni. Przede mną jednak sporo nauki.
Musiałeś jednak odwiesić przysłowiowe buty na kołek, bo po latach gry nowe obowiązki musiały odciągnąć cię od parkietu. Nie żal?
Na pewno troszeczkę żal. Ale po tych ostatnich sezonach w Halembie i Sosnowcu byłem już po prostu zmęczony. Widać było po mnie, że mimo doświadczenia regeneracja nie jest już taka, jak chociażby 10 lat temu. Tęsknię wciąż za piłką, ale… nie tęsknię już za bólem przy każdej pobudce. Teraz już nie boli. Ale mam też mniej czasu.
Do tej pory trenowałeś głównie młodych zawodników. Seniorska piłka to duży przeskok.
Gigantyczny. Jestem od kilku lat trenerem juniorów w Zabrzu, ale też seniorów w II lidze w Halembie i w SPRze Górnik. Ale przy ORLEN Superlidze nawet takie rozgrywki… to liga juniorska. Nie różni się praktycznie niczym, może poza nieco starszymi zawodnikami na parkiecie. Zresztą widać to też po zawodnikach SPRu Górnik, którzy choć w większości są juniorami, to teraz grają jak równy z równym z innymi I-ligowcami. W ORLEN Superlidze to jednak zupełnie inna praca. Różni się wszystkim: przygotowaniami, pracą na siłowni, taktyką. Tym bardziej się cieszę, żę mogę na to patrzeć. Dużo rzeczy mogę też wdrożyć i popróbować w młodszych zespołach, które wciąż prowadzę.
Czyli trenerka to twoja przyszłość?
Na razie jestem tu gdzie jestem i na tym się skupiam. Pracuję równolegle w szkole. To pewna praca, a opinie są różne: jedni zalecają mi ją porzucić i poświęcić się trenerce, inni pozostać jednak przy stałym zatrudnieniu, bo w tym fachu bywa różnie. Ja na razie skupiam się na tym, co jest teraz.
Udaje ci się pogodzić tyle obowiązków z życiem rodzinnym?
Faktycznie rzadko bywam w domu, ledwie kilka godzin dziennie. Weekendy zajęte mamy najczęściej meczami albo treningami do meczów. Jeśli mamy wyjazd Ligi Europejskiej, nie ma mnie w Zabrzu przez 3-4 dni z rzędu. Często gramy też mecze telewizyjne, co z racji wskazanych pór ich transmisji powoduje przygotowania, treningi w wolne dla większości osób dni. Trudno to wszystko pogodzić, czasu jest mało. Ale też nie narzekam, bo wiem na co się pisałem i z czym to się wiązało. Daję z siebie wszystko, choć wiem, że rodzina na tym cierpi.
Ale piłka ręczna zyskuje.
Mam nadzieję. (śmiech)
Może więc uda się rodzinnie spędzić święta?
Na pewno teraz spędzę kilka dni w domu. Zobaczymy czy to dobrze też dla bliskich. (śmiech)
Przerwa świąteczno-noworoczna w domu?
Planowaliśmy wyjazd. Ale tych wyjazdów w tym sezonie było sporo, więc chyba poświęcimy się głównie wspólnemu odpoczynkowi.