Spotkanie z Wyspami Owczymi miało oznaczać dla reprezentantów Polski pożegnanie z Mistrzostwami Europy 2024. Biało-Czerwoni stracili szanse na awans do fazy zasadniczej po porażkach z Norwegią (21:32) i Słowenią (25:32).
Rywale z Wysp Owczych uchodzili natomiast za prawdziwą rewelację turnieju. Farezy, wspierani przez kilkutysięczną grupę kibiców, najpierw nieznacznie przegrali ze Słoweńcami (29:32), by następnie wywalczyć sensacyjny remis z Norwegią (26:26). Ewentualna wygrana z Biało-Czerwonymi i korzystny układ drugim poniedziałkowym meczu Grupy D pozostawiały nawet matematyczne szanse na awans Farerów do kolejnej rundy.
Polacy zapowiadali przed meczem, że w ostatnim spotkaniu EURO – pomimo wcześniejszych niepowodzeń – będą chcieli udowodnić swoją jakość. Selekcjoner Marcin Lijewski zdecydował się dwie zmiany w składzie. W porównaniu do sobotniego meczu ze Słowenią, w zespole Biało-Czerwonych zabrakło Jakuba Powarzyńskiego i Dawida Dawydzika, których zastąpili Damian Przytuła i Mateusz Kosmala.
Wynik poniedziałkowego spotkania otworzył jednak Szymon Sićko. W kolejnej akcji odpowiedział mu Vilhelm Poulsen, a podobny rytm gry gol za gol utrzymywał się bardzo długo. W Mercedes-Benz Arenie oglądaliśmy wyjątkowo wyrównane starcie.
Dość powiedzieć, że pierwszy raz któraś z drużyn wypracowała dwie bramki zaliczki dopiero w 19. minucie. Farerzy rzucili wówczas na 11:9. Na szczęście, Polacy błyskawicznie odrobili straty (11:11), a dzięki łącznej serii złożonej z trzech goli, powrócili nawet na prowadzenie (12:11). Pierwsza partia zakończyła się jednak sprawiedliwym remisem 15:15.
W drużynie z Wysp Owczych trwał pokaz jednego zawodnika, Eliasa Ellefsena a Skipagøtu. Rozgrywający niemieckiego THW Kiel tylko w trakcie pierwszych 30 minut rzucił aż sześć bramek.
W obozie Biało-Czerwonych gole rozkładały się na nieco większą liczbę graczy. Choć liderem wśród polskich strzelców był Szymon Sićko, aktywny po drugiej stronie boiska był także Michał Daszek, a dobrze grą kierował Piotr Jędraszczyk. Podopieczni trenera Marcina Lijewskiego ochoczo korzystali też z usług obrotowych. Duże wsparcie kolegom w ataku dawał również Jakub Skrzyniarz, który w pierwszej części meczu zatrzymał osiem rzutów rywali.
Po powrocie do gry układ sił nie zmienił się. Wciąż oglądaliśmy regularną wymianę ciosów, a obie ekipy co chwilę zmieniały się na minimalnym prowadzeniu. Biało-Czerwoni świetnie wykorzystywali w ataku zasięg Kamila Syprzaka, wśród rywali uaktywnił się za to Oli Mittun. Kolejne rzuty karne z zimną krwią wykorzystywał natomiast Hakun av Teigum.
Tym razem to Polacy jako pierwsi przełamali impas, kiedy Jakub Szyszko w 43. minucie trafił na 22:20. Reprezentacja Polski po raz pierwszy w meczu osiągnęła przewagę dwóch goli, ale nie zdążyły minąć nawet dwie minuty, a Farerzy wyrównali. Na kwadrans przed końcem było 22:22. Taki sam rezultat widniał, gdy do końca zostało dziesięć minut (26:26).
W decydujący fragment lepiej weszli Polacy. W 53. minucie na 28:26 trafił dobrze grający Piotr Jędraszczyk, a chwilę później rozgrywający podwyższył na 31:28! Biało-Czerwoni w ostatnich minutach wykazali się opanowaniem i zimną krwią, dzięki czemu zwyciężyli 32:28, notując w końcówce serię trzech goli.
Po dziesięć bramek zdobyli w meczu Szymon Sićko i Hakun av Teigum, ale tytuł dla najlepszego zawodnika spotkania powędrował w ręce Eliasa Ellefsena a Skipagøtu.
Poniedziałkowa wygrana Biało-Czerwonych sprawiła, że reprezentacja Polski na koniec fazy grupowej EHF EURO 2024 zajęła trzecie miejsce. Z “polskiej” Grupy D promocję do kolejnej fazy wywalczyli Norwegowie i Słoweńcy.