Początek wyraźnie należał do zabrzan, którzy punktował raz za razem.. Świetnie spisywał się też bramkarz Górnika, Kacper Ligarzewski, który odbijał kolejne próby rywali. Goście potrzebowali jednak chwili na złapanie odpowiedniego rytmu, Wpierw świetnie zagrał Mateusz Góralski, ale wyrównanie 6:6 dał Mikołaj Czapliński. Po chwili też skończył kontrę, dając prowadzenie gościom. Wybrzeżanie grali bardzo aktywnie w obronie; Nie obawiali się aktywnej gry z pierwszą linią ataku rywali. Była to jednak woda na młyn dla zabrzańskich rozgrywających, którzy notowali kolejne trafienia z dalekiej drugiej linii. Tu wyróżniał się zwłaszcza Taras Minotskyi, zawieszający się wręcz na moment w powietrzu. Impuls do gry przyszedł z bramki. Popularny Ligarz nie tylko pewnie obronił rzut karny, ale dał zabrzanom kontry. Je świetnie wykorzystywał je zwłaszcza Kuba Szyszko, dający ostatecznie prowadzenie 10:7. Trójkolorowi poprawili też obronę. Choć też musieli sobie radzić z kolejnymi wykluczeniami. Te dotykały głównie Dmytro Ichenkę, jednego z czołowych środkowych obrońców. Impuls do ataku dali zwłaszcza zagraniczni zawodnicy Górnika. Świetnie spisywał się Morkovsky (i to nie tylko bezpośrednio rzucając, ale także dając pomysły na rozegranie), dobra rzuty dawał Minotskyi i Artemenko. Dzięki ich wysiłkom zabrzanie powiększyli przewagę i ostatecznie wygrali pierwszą połowę 17:12.
Po wznowieniu meczu wyraźnie dostrzec można było, że lekcje lepiej odrobili goście. Nie brakowało im pewności siebie , ale jednak zabrakło wykończenia. Zaliczka z pierwszej połowy wciąż chroniła zabrzan, którzy dopiero po chwili wrócili na odpowiednie tory. Znów doskonale spisywał się Morkovsky, autor kolejnych dwóch trafień. Zabrzanie prowadzili w 40. minucie 21:16. Trójkolorowi poukładali też obronę. Chwilę grozy przeżyliśmy na kwadrans przed końcem, gdy bardzo bolesnej kontuzji prawej stropy dosznał Rafał Stępień. Do pomocy rzucił się nie tylko sztab medyczny, ale także ratownicy i klubowy lekarz, Zbigniew Kwiatkowski. Stępień do meczu już nie wrócił. Tymczasem jego koledzy nieco zmniejszyli dystans do zabrzan. Na dziesięć minut przed końcem spotkania było już 23:20. Doskonale spisywał się w ataku Kuba Będzikowski, karający zabrzan z lewego rozegrania. Wtedy jednak gdańszczanie prędko otrzymali dwa wykluczenia. Wpierw musieli radzić sobie bez Damiana Domagały, a po chwili trzecią “dwójkę” ujrzał Nejc Zmavc. Co jednak ciekawe, znów wygrali pierwszą minutę gry w osłabieniu znów po trafieniu Będzikowskiego. Gospodarze odpowiedzieli tylko karnym Ivanovica. A po chwili…. czerwoną kartkę ujrzał Adam Wąsowski. To była woda na młyn dla gdańszczan, którzy odrobili straty do dwóch trafień, 28:26. Odpowiedzialność wzięli na siebie jednak Racotea i Minotskyi, przywrócając czterobramkowe prowadzenie. Wybrzeżanie nie mieli jednak zamiaru odpuścić. O czym świadczyć mogły… aż dwie kary w ostatnich minutach spotkania. Zabrzanie kontrolowali na tyle wynik, by ostatecznie zwyciężyć w spotkaniu 31:26.
MVP spotkania został Kacper Ligarzewski, który grał praktycznie przez cały mecz i bronił ze skutecznością aż 38%.