Oba zespoły po pierwszym gwizdku potrzebowały jeszcze chwili, by dogrzać się i zacząć trafiać. Pierwsze celne trafienie przyszło dopiero po 150 sekundach. Wcześniej oba zespoły obrzucały okolice bramki, nie angażując w ogóle bramkarzy. Kilka minut później zabrzanie wyszli na prowadzenie 4:2. Widać było, że będzie to zacięty mecz. W 11. minucie polała się pierwsza krew, kiedy Dima Artemenko wychodząc do rzutu uderzył łokciem w twarz Michała Daszka, który z parkietu zszedł z rozciętym prawym policzkiem. W piętnastej minucie gospodarze nie tylko zdołali odrobić straty, ale nawet wypracować przewagę 6:5. Spory w tym wkład nieskuteczności zabrzan, którzy nagle przez osiem minut nie potrafili zdobyć bramki. Świetnie za to spisywał się za to Kacper Ligarzewski, który odbijał próby rywali nawet w sytuacjach - zdawałoby się - beznadziejnych. W ataku jednak Trójkolorowi wciąż atakowali przez środek, jakby zapominając, że w gotowości wciąż byli zabrzańscy skrzydłowi. Statystyka bez trafienia wciąż rosła, aż dopiero w 21. minucie trafił Paweł Krawczyk na 6:8. Zabrzanie wciąż nie potrafili wrócić jednak do regularnego punktowania, pomylił się nawet Taras MInotskyi w rzucie z 30 metrów do pustej bramki Wisły. Ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 12:9 dla gospodarzy.
Początek drugiej połowy to wyjątkowo wyrównana walka obu zespołów. Stosunek bramek się utrzymywał, ale oba zespoły mogły pochwalić się ładnymi akcjami, ale i… fatalnymi błędami. Wtedy jednak zabrzanie zaczęli przez niedokładność tracić piłkę, co dało gospodarzom okazję do odskoczenia na 19:13 w 43. minucie. Jeśli można było kogoś w tym fragmencie chwalić to jedynie Kacpra Ligarzewskiego, który wciąż imponował świetnymi interwencjami. Trener Tomasz Strząbała na każdym czasie apelował do swoich zawodników o cierpliwość w budowaniu akcji. Ale to Wisła powiększyła przewagę do siedmiu trafień, 22:15. Efektownie grał Lukas Morkovsky, który może nie stanowił wielkiego zagrożenia rzutowego, za to popisał się świetnymi, krosowymi podaniami do Jakuba Szyszki, który prędko odnotowany został w protokole jako zdobywca bramek. Dzięki temu straty zaczęły się zmniejszać. Na cztery minuty przed końcem spotkania zespoły różniły się pięcioma bramkami. I choć wydawało się, że już po emocjach, to ledwie chwilę później gospodarze otrzymali dwa dwuminutowe wykluczenia. Zabrzanie grali w podwójnej przewadze przez 100 sekund! A mimo tego Michał Daszek zdołał się przedrzeć i zdobyć bramkę. Po chwili zrobił to samo Krajewski! Zabrzanie zdołali odpowiedzieć z rąk Szyszki i Przytuły, ale ten niewątpliwie ważny fragment dla zabrzan zakończył się wynikiem 2:2. Ostatecznie mecz zakończył się wygraną Orlenu Wisły Płock 26:22.
MVP spotkania został Kacper Ligarzewski.