Mecz rozpoczął się od uroczystości pożegnania Franciszka Michóra, który po latach pracy na rzecz Górnika Zabrze ostatecznie zdecydował się przejść na emeryturę. Otrzymał z rąk prezesa Bogdana Kmiecika pamiątkową koszulkę i miał możliwość wykonania pierwszego podania inaugurującego spotkanie.
Już od pierwszych minut widać było odmienne filozofie gry obu zespołów. Górnik grał bardzo dynamicznie, szybko szukając okazji do bramek. Kwidzynianie szanowali piłkę, długo szukając dziury w wyjątkowo szczelnej obronie Trójkolorowych. Długo jednak wynik oscylował wokół remisu. Zbyt duże tempo jednak przeszkadzało zabrzanom w innym elemencie. Otrzymali bowiem dwa dwuminutowe wykluczenia za błędy zmian. Dopiero świetna gra skrzydłowych zabrzan dała im prowadzenie 6:4. Przewaga długo się utrzymywała, ale w końcówce pierwszej połowy w szeregi zabrzan wkradły się błędy, które goście wykorzystali bez chwili namysłu i po trafieniach Mateusza Kosmali i Ryszarda Landzwojczaka wyszli na prowadznei 15:14. Wyrównać zdołał jeszcze Artemenko. Okazji do zdobycia prowadzenia jednak, mimo gry w siódemkę w ataku, nie udało się wykorzystać i pierwsza połowa zakończyła się remisem 15:15.
Kluczowe - jak się później okazało - dla przebiegu całego spotkania miało pierwsze 10 minut drugiej połowy. Zabrzanie dzięki świetnej grze Dimy Artemenki wyszli na prowadzenie czterema trafieniami. I to mimo fantastycznej postawy Jakuba Matlęgi, który odbijał praktycznie co drugą próbę zabrzan. Ale i Kacper Ligarzewski do spółki z Piotrem Wyszomirskim nie pozostawali dłużni. Dramatycznie wyglądał jednak upadek FIlipa Wawrzyniaka, który ostatecznie musiał zostać zniesiony przez kolegów z boiska. Trójkolorowi kontrolowali już wynik, a główną siłą ofensywną MMTSu był Bogdan Cherkashchenko. Ale mimo jego fantastycznej skuteczności (5 bramek z rzędu w końcówce), to ostatecznie Górnik cieszył się z kompletu punktów i zwycięstwa 27:24.
MVP spotkania został Dmytro Artemenko, który do bramki rywali trafił aż 10 razy.