Bardzo długo czekaliśmy na otwarcie wyniku. Świetnie spisywał się w bramce Kacper Ligarzewski, ale jego koledzy w ataku mieli problem ze sforsowaniem obrony rywali. Ostatecznie pierwsza bramka padła w czwartej minucie, a jej autorem był Bogdan Cherkashchenko. Po chwili dołożył kolejne trafienie, a na 3:0 trafił Jakub Szyszko. Tego było za dużo dla trenera gości, który natychmiast poprosił o czas już w szóstej minucie spotkania. Choć jego podopieczni zagrali po nim lepiej w ataku, znów od zdobycia pierwszej bramki oszczędził ich słupek. Dopiero w ósmej minucie wynik dla Montpellier otworzył Arthur Lenne. Wyrównanie wyniku przyszło po pierwszym kwadransie meczu. Bramkę na 4:4 rzucił Karlsson, na co odpowiedział… Tomasz Strząbała, prosząc o czas. Trener podał kilka pomysłów na konstruowanie ataku, wszak właśnie w tym fragmencie mieli od kilku minut problem Trójkolorowi. Mściło się na nich konstruowanie akcji środkiem, gdzie wręcz czekali na kolejne piłki rośli i zdecydowani środkowi obrońcy. Mecz jednak zdecydowanie się wyrównał i… uspokoił. Obie drużyny nabrały cierpliwości. Świetnie w ataku spisywał się Dan Racotea, notujący dwa trafienia z rzędu. Rywale jednak odpowiedzieli, wciąż trzymając się remisu. W 22. minucie wciąż było 7:7. Francuzi jednak zdołali wypracować dwubramkową przewagę na niespełna pięć minut przed końcem połowy. Górnicy po raz kolejny zeszli na czas, ale ten był wyjątkowo krótki i trwał ledwie 20 sekund. Instrukcje były trafne. Ale to jednak zawodnicy Montpellier wykorzystali kolejne szybkie akcie i po dwóch bramkach Karlssona prowadzili już 11:8. Przed zwiększeniem przewagi Trójkolorowych chronił niesamowity Ligarzewski. Zdawało się, że wyłaniał się znikąd, a jego interwencje były nie tylko pewne, ale przede wszystkim nadzwyczajnej urody. Remedium na atak rywali miało być uaktywnienie obrony. Goście dołożyli ledwie jedną bramkę, wygrywając tę połowę 12:8. Zabrzanie odpowiedzieć nie zdążyli.
Przerwę wyraźnie lepiej spędzili zabrzanie, którzy zaczęli odrabiać straty. Goście utrzymywali wciąż przewagę, ale łatwo dostrzec można było radość z gry Górników. Wciąż świetnie grał Ligarz, ale też w ataku obudził się Minotskyi. Francuzi wyraźnie zaostrzyli grę, o czym świadczyć może liczba (na szczęście lekkich!) urazów w okolicach głowy, czy… miejsc intymnych. Górnicy jednak zdołali zmniejszyć przewagę gości do dwóch bramek i wyraźnie uruchomili grę pierwszą linią. Na listę strzelców regularnie wpisywali się obrotowi. Zabrzanie jednak musieli radzić sobie w osłabieniu po kolejnej karze dla Morkovskiego, co też wykorzystali zawodnicy z Francji. Wyszli na czterobramkowe prowadzenie i zdawało się, że kontrolują spotkanie. Konsekwentnie, choć powoli, powiększali przewagę, nawet do sześciu bramek. Znów zadzierżgnęli szyki w obronie. Tego jednak było za mało na ruchliwego Piotra Krępę i doskonale kontrującego Jakub Szyszkę. Ich wysiłki na pięć minut przed końcem zmniejszył straty do trzech trafień, dając wynik 22:25! Aby liczyć na pozytywne zakończenie spotkania, nie można było jednak pozwolić sobie na błędy w ataku. Zabrakło jednak czasu, a sędziowie dodatkowo dołożyli jeszcze rzuty karne dla Montpellier. I choć zabrzanie zagrali dobre spotkanie, to musieli uznać wyższość rywali. Ci wygrali 27:23.