Długo czekaliśmy na otwarcie wyniku tego spotkania. Pierwsza bramka padła dopiero w piątej minucie po akcji wykończonej przez Dimę Artemenko. Później jednak inicjatywę przejęli gospodarze, uciekając na 5:3 po trafieniu Kohlbachera. Doskonałe zawody rozgrywali bramkarze w tym spotkaniu. Kacper Ligarzewski obronił jeden z dwóch rzutów karnych, a Piotr Wyszomirski odbijał aż 38% prób Niemców. Jeszcze lepiej prezentował się David Spath, który odbijał ponad 43% procent rzutów zabrzan. Wynik więc wciąż oscylował wokół remisu, z delikatnym wskazaniem na gospodarzy. Na 70 sekund przed końcem pierwszej połowy tablica wskazywała dość zaskakujący jak na warunki współcześnie szybkiej piłki ręcznej wynik ledwie 8:8. W końcówce jednak zaprocentowało doświadczenie gospodarzy, którzy po trafieniach Knorra i Andersena do szatni schodzili prowadząc 10:8.
Tuż po wznowieniu zabrzanie już w dwie minuty odrobili straty i doprowadzili do remisu 10:10. I choć gospodarze uciekli znów na dwa trafienia, kolejną - piekielnie ważną interwencję - zanotował Wyszomirski, który doskonale obronił próbę z kontry Rhein-Neckar. Niemcy zdołali jednak odskoczyć na trzy trafienia i zdawało się, że będą starali się kontrolować grę. Został jednak kwadrans gry, a zabrzanom nie brakowało ambicji. Po trafieniu Tarasa Minotskiego, zabrzanie dopadli Niemców na jedno trafienie, 16:17. Gospodarze jednak popisali się ogromnym doświadczeniem i gdy Trójkolorowych dopadł kryzys skuteczności i narastające zmęczenie w twardej dotychczas obronie, zdołali odskoczyć nawet na pięć trafień. Straty w samej końcówce zdołał jeszcze zmniejszyć Minotskyi, ale ostatecznie mecz zakończył się pewnym prowadzeniem Rhein-Neckar 27:23.